W dniach 13-14 grudnia 2014 w ośrodku rekolekcyjnym Ruchu Światło-Życie w Janikowie odbył się adwentowy dzień skupienia młodzieżowych wspólnot oazowych przybyłych z Inowrocławia – z ks. moderatorem Jarosławem Wesołowskim, Gniezna – z ks. moderatorem Waldemarem Myką i Trzemeszna – z ks. moderatorem Piotrem Szcześniakiem.
Temat jaki nam towarzyszył podczas całego dnia opierał się na zrozumieniu czym jest, co oznacza dla nas wspólnota.
Oto świadectwo jednej z uczestniczek:
Tego roku po raz pierwszy wyjechałam z grupą oazową na Adwentowe Dni Skupienia do Janikowa. Na cotygodniowych spotkaniach (na które nie zawsze chodziłam) miałam problem z odnalezieniem się wśród tylu nowych ludzi. Jak wszyscy wiedzą nie łatwo jest się „wbić” do grupy zaprzyjaźnionych już osób. Jeszcze dobrze się tam nie zaaklimatyzowałam, aczkolwiek coś (a raczej KTOŚ!) mnie tam ciągnął. Prawdę powiedziawszy, wcale nie miałam ochoty na ten wyjazd. Głównie z wyżej wspomnianego powodu. Na dodatek ostatnio upadłam. Dość nisko… Nie byłam tą samą osobą, co dziesięć miesięcy temu – wtedy, gdy się nawróciłam i wypełniała mnie radość. Wróciłam do tych samych nawyków i grzechów, które uprzykrzały mi życie przed powrotem do Chrystusa. Najzwyczajniej w świecie czułam się źle. I to właśnie było powodem mojego nieregularnego chodzenia na spotkania. A przecież powinno być na odwrót. Powinnam szukać ukojenia właśnie tam. Nikomu nie zdradzałam szczegółów swojego złego samopoczucia. Bo zdawało mi się, że skoro niecały rok temu uwierzyłam w Boga, teraz powinnam zawsze utrzymywać ten sam poziom wiary, cały czas się radować, nie grzeszyć… Nie chciałam pokazać przyjaciołom i ludziom z oazy, że jest ze mną aż tak źle. Było mi wstyd, myślałam, że oczekują ode mnie teraz nieustannego świadectwa, jakie to życie osoby nawróconej jest idealne. Bardzo się pogubiłam. Przestałam też chodzić na niedzielne msze święte. Nie byłam na żadnej od września, ale o tym też nikomu nie powiedziałam. Zdawało mi się, że do takich rzeczy nie mogę się przyznawać, przy ludziach tak ogromnej wiary, przy ludziach, którzy wciąż trwają w Chrystusie, przy ludziach, których On umacnia.
Jednak postanowiłam pojechać do Janikowa. Nie cieszyłam się, ale obiecałam sobie, że wezmę się w garść. I pojechałam. Na początku było… Nawet nie wiem jak to ująć. Nie, właściwie, to od początku było cudownie. Ale ja nie mogłam się odnaleźć. Trwałam w błędnym przekonaniu, że nie pasuje do tych wspaniałych ludzi, że jak mogą siedzieć ze mną przy jednym stole, skoro tak bardzo się od nich różnię, skoro tak słabo się znają ze mną, a tak dobry kontakt mają między sobą.
Nagle dostrzegłam, że ludzie się ze mną witają. Oczywiście w samym witaniu nie ma nic nie zwykłego. Ale robili to tak, jakbym była częścią wspólnoty. Jakby było to oczywiste, niepodważalne. Choć ja jeszcze tego nie poczułam. Nawet kilkoro z nich zapytało, dlaczego opuszczałam spotkania, kilkoro przyznało, że myślało o tym, czy przyjadę. Zrobiło mi się tak miło. Przeogromnie miło, że oni w ogóle mnie kojarzą. Mnie? Jestem przecież tam jakby nowa… Nie rozmawialiśmy nigdy długo. Ale oni myślą o każdym człowieku, który się – jak to mówią – „przewija”. I naprawdę liczą na to, że zostanie na dłużej, na zawsze… Liczyli też na mnie, ale ja tego póki co nie umiałam dostrzec. Nadszedł czas na wspólną zabawę. Dobrze się bawiliśmy, śmieliśmy się, rozmawialiśmy. Nie miało już znaczenia, kto skąd jest (z Inowrocławia Trzemeszna, czy Gniezna). Liczyło się tylko to, że jesteśmy wspólnotą, którą zespala ze sobą Zbawiciel. Czułam, że trzyma On mnie za rękę. Czułam, że szepcze mi do ucha z uśmiechem, że jestem w odpowiednim miejscu. Tam, gdzie On pragnął, bym była. Do końca dnia porozmawiałam z każdą osobą z Ruchu Światło-Życie. Z każdą. Tak bardzo tego potrzebowałam. I nawet miałam ochotę powiedzieć: „Słuchaj, pogubiłam się. Nie mam siły, jestem słaba, nie daję już sobie rady, możesz mi pomóc?”. Ale nie musiałam prosić o pomoc. Wszyscy pomogli mi samą obecnością, uśmiechem, złapaniem za rękę, przytuleniem. I nie musiałam nic mówić. Pod koniec piątku miałam lekki kryzys, chciałam już być w domu, ale trwało to tylko chwile, bo zaraz już ktoś zaczął ze mną dyskusję, którą mnie zaciekawił.
Na drugi dzień rano (bardzo rano) niewyspana, głodna, zmarznięta, zmęczona i nerwowa poszłam ze wszystkimi na roraty i mszę. I nareszcie, po długim czasie poszłam do spowiedzi. I poczułam się lekka, wolna (a nawet wyspana, najedzona!). Dawno tego nie czułam. Dodatkowo ludzie dodali mi skrzydeł. Wspólne śpiewanie, modlitwa… Tak niewiele, a tak bardzo nas do siebie zbliżyło. Podczas spotkań w grupach bardzo się otworzyliśmy. Bardzo według mnie. Może dla innych takie rozmowy są całkiem normalne. Dla mnie była to nowość. Całkiem przyjemna. Kilka osób uświadomiło mi ważne rzeczy. Sama w życiu bym na to nie wpadła. Adoracja jak zawsze wzruszyła mnie niesamowicie. Zawsze trochę wstydzę się tego, że przez całą adoracje płaczę. Ale spojrzałam w prawo, lewo, za siebie. Wielu płakało. Nie byłam sama. Oprócz mojego Najlepszego Przyjaciela Chrystusa, miałam mnóstwo innych przyjaciół. Powróciła siła, radość, miłość. Ta sama, co dawniej. Dzięki Bogu w zapłakanych oczach tych wspaniałych ludzi.
Resztę czasu spędziliśmy na rozmowie, radowaniu się. I wystarczyła doba, wymiany zdań, dwie msze, adoracja, wspólne posiłki, zabawy, spotkanie w grupach, konferencja, by zrozumieć, że sama nie zdziałam nic. Powtórzę: NIC. To ze wspólnotą jestem silna. Bo gdyby nie bliźni jaka byłaby moja wiara? Gdzie odnalazłabym Boga? Boga odnaleźć mogę właśnie w bliźnim, a bliźniego, który czuję miłość taką, jak ja tylko we formacji! Nieważne jakie popełniasz grzechy – bo popełnia je każdy. Jest to nieuniknione. Mniejsze, większe. Jakie ma to znaczenie? Znaczenie ma tylko nasze nawracanie się podczas spowiedzi. I tak jesteśmy równi w oczach Boga. Jeżeli przeszło ci przez myśl, żeby wstąpić do Ruchu Światło Życie zrób to! Bo to Chrystus cię tam wzywa! Nikt inny, tylko On. A tylko On wie, co dla ciebie dobre. Tylko doba! Tylko krótka doba. Tak niewiele starczyło, bym pokochała bliźnich i podjęła decyzję, o tym, że muszę (bardzo chcę) być częścią tej wspólnoty.
Dominika Konieczka