Ostatnio, czyli w dniach 28-29 marca 2014, wybrałam się z grupą oazową z Inowrocławia, na której czele stał ks. Jarek Wesołowski i z Gniezna, którą prowadził ks. Waldemar Myka, na rekolekcje wielkopostne do Janikowa i chciałabym z Wami się podzielić moimi wrażeniami i refleksjami z tej pięknej jednej doby.
Od początku byłam bardzo pozytywnie nastawiona do wyjazdu, ponieważ zawsze, gdy znajduję się w pobliżu oazy to mam lepszy humor i uśmiech nie schodzi mi z twarzy.
Wszystko rozpoczęło się drogą krzyżową prowadzoną przez ks. moderatora Waldemara Mykę. Było pięknie. Świeczki dodawały klimatu, a rozważania każdej poszczególnej stacji naprawdę chwytały za serce. Ale… no właśnie zawsze jest jakieś, ale… wszystko było takie normalne, a spodziewałam się czegoś innego. Liczyłam na jakieś wielkie „bum”, oczekiwałam, że te rekolekcje będą inne, wyjątkowe. I okazało się później, że takie właśnie były.
Sobotę rozpoczęliśmy jutrznią. I już wiedziałam, że ten dzień będzie piękny. Od rana wiedziałam, że On coś dla mnie szykuje. Zaczęło się od konferencji ks. Radka Tuszyńskiego, która dotyczyła świadczenia i nie wstydzenia się swojej wiary. Po konferencji, gdy byłam napełniona słowami księdza z Trzemeszna, dostałam fragment na Namiot Spotkania. Poszłam w ustronne miejsce i zaczęłam rozważać słowa, które On dla mnie przygotował. Myślałam, myślałam… ale do żadnych wielkich wniosków nie doszłam. Postanowiłam odłożyć Pismo Święte i wyjaśnić sobie z Bogiem parę spraw. Zaczęła się rozmowa, a może bardziej mój monolog. Zadałam Mu mnóstwo pytań bez odpowiedzi, które zapełniały mi głowę. Gdy nadal nie dostawałam żadnej odpowiedzi i nie wiedziałam co zrobić, postanowiłam stanąć przed Nim w szczerości, jak poradził mi kiedyś pewien ksiądz. Wyrzuciłam z siebie wszystko, co być może siedziało we mnie już długi czas. Pierwszy raz w moim życiu przeżyłam w taki sposób rozmowę z najlepszym Przyjacielem. Powiedziałam wszystko, co miałam do powiedzenia i czekałam na Jego odpowiedź, ale nadal czułam jakbym mówiła sama do siebie. Wiedziałam, że On jest, że mnie słucha, ale jakby przez ścianę dźwiękoszczelną. Nie było nic, więc zaczęłam wymagać, aby dał mi jakiś znak do końca rekolekcji, aby udowodnił mi, że nie pojechałam tam na marne, że słuchał tego, co do Niego mówiłam.
Niestety czas Namiotu Spotkania dobiegł końca. Bezradna i trochę rozczarowana, ale nadal pełna wiary poszłam do kościoła, bo wiedziałam, że jak mam znaleźć odpowiedź to tylko tam. Jak przekroczyłam próg świątyni, koleżanka poprosiła, abyśmy poszły porozmawiać na dwór. Spacerując, długo rozmawiałyśmy. Okazało się, że podobne pytania ją nurtują, co mnie. Po tej rozmowie czułam się lepiej. Wiedziałam, że ktoś mnie w końcu wysłuchał. Czułam się lepiej, bo w zdaniach koleżanki znalazłam odpowiedzi na niektóre pytania, którymi obrzuciłam Pana. Uświadomiłam sobie, że coś zaczynało się dziać. Uznałam, że skoro chciałam być przed Nim całkowicie szczera, to muszę i chcę iść do spowiedzi. I to był dobry wybór. Spowiedź była piękna i niesamowita. Po wyznaniu grzechów, kapłan zaczął mówić do mnie o sprawach, o których ja tylko powiedziałam Bogu w trakcie Namiotu Spotkania. Nie wiedziałam skąd ksiądz o tym wiedział, ale byłam pewna, że On zaczyna odpowiadać po kolei na moje wszystkie pytania. Ta spowiedź doprowadziła mnie do łez wzruszenia i szczęścia. Byłam skupiona, chciałam zauważyć każdy szczegół, który On będzie mi pokazywał. Ale nie musiałam głęboko szukać. Na początku mszy świętej ks. Radek powiedział: „Słowo dane na tej mszy świętej przez Boga nie będzie dla twojej koleżanki obok, kolegi siedzącego z przodu, czy dla księdza odprawiającego mszę. To słowo Bóg dzisiaj daje dla Ciebie” i spojrzał się na wszystkich po kolei. Od tego momentu wsłuchiwałam się w każdą wypowiadaną sylabę. Okazało się, że wielkie wsłuchiwanie się nie było potrzebne, bo Pan dał mi słowo podane jak na dłoni. Pierwsze zdanie pierwszego czytania wystarczyło, abym poczuła, że On jednak mnie wysłuchał, że słuchał bardzo uważnie mojego monologu, tylko czekał, aż ja zacznę słuchać Jego. Nie mogłam spokojnie siedzieć w dalszej części Liturgii Słowa. To jedno zdanie sprawiło, że byłam przepełniona radością, wiarą i czułam się naprawdę umiłowanym dzieckiem Taty. Przepełniała mnie taka szczera dziecięca radość. Gdy tylko wyszłam z kościoła, złapałam tą koleżankę, z którą wcześniej rozmawiałam i cieszyłyśmy się razem. Miałyśmy ochotę wyjść na środek miasta i krzyczeć z radości wielbiąc Jego imię. Wiedziałam wtedy, że On te rekolekcje dla mnie zaplanował. Uświadomiłam sobie jeszcze bardziej, że Bóg naprawdę mnie kocha i jest ze mną zawsze, ale ja nie zawsze dostrzegam Jego obecność.
Potem mieliśmy przerwę. Poszłam z koleżankami za dom rekolekcyjny z gitarą i śpiewałyśmy wszystko, co radosne. Ta msza święta wpłynęła na każdą z nas pozytywnie, jak byśmy były jednym ciałem, jak jedna wspólnota.
Na spotkaniach w grupach tematem było świadczenie. Byłam zdziwiona, że tego dnia wszystko do siebie idealnie pasowało. Chęć głoszenia, dzielenia się… to wszystko wypłynęło ze mnie na tym spotkaniu. Niesamowita sprawa. Byłam bardzo szczęśliwa i już niczego więcej nie oczekiwałam od Boga. Dostałam to, co chciałam dostać na tych rekolekcjach. Wysłuchał mnie!
Ale okazało się, że to jeszcze nie koniec niespodzianek. Na zwieńczenie tych wielkopostnych dni skupienia była adoracja. Coś pięknego! Każdy miał w sercu wiele chwil zachowanych z tej jednej doby w ciągu, której tak wiele się zdarzyło i właśnie na adoracji była okazja, żeby za te wszystkie momenty Mu podziękować i zabrać ze sobą choć mały promyk łaski Ducha Świętego.
Adoracja w trakcie tych rekolekcji była dla mnie inna i bardziej wyjątkowa od wszystkich, które wcześniej przeżyłam. Klęcząc przed Najświętszym Sakramentem chciałam zamknąć oczy i dać ponieść się Duchowi, ale nie udało mi się, bo cały czas czułam, jakby Ktoś mówił do mnie, że mam na Niego patrzeć. Gdy już moje oczy natrafiły na Jezusa w Najświętszym Sakramencie, nie mogłam ich oderwać. Wszystko dookoła widziałam niewyraźnie, ale Jego widziałam doskonale. Jak chciałam się pomodlić, to nie mogłam. Żadne słowa nie przychodziły mi do głowy, tylko słuchałam… i usłyszałam to, czego szukałam przez całe życie do tego pamiątkowego 29 marca. Nie mogłam przestać się śmiać. Wielka radość przepełniała mnie od środka.
Rekolekcje zakończyliśmy trzymając się za ręce i śpiewając: „Zjednoczeni w Duchu” i już byłam pewna, że ci ludzie stojący ze mną w jednym kole, tworzą moje małe miejsce na Ziemi, w którym jestem po prostu szczęśliwa. Było po prostu pięknie i niesamowicie. To poczucie Jego miłości i radość pozostały we mnie do dziś. Takie rekolekcje naprawdę zmieniają człowieka i teraz tylko pragnę trwać przy Bogu i nigdy się od Niego nie odrywać.
Jeśli mogę, to każdemu naprawdę polecam oazowe dni skupienia, a przede wszystkim letnie rekolekcje formacyjne! Tam znajdziecie to, czego szukacie, tylko musicie Mu zaufać. To jest wielka radość! Od tamtego dnia uśmiech zawsze jest na mojej twarzy, bo wiem, że nie idę przez życie sama.
Dziękuję wszystkim uczestnikom wielkopostnych rekolekcji w Janikowie za to, że po prostu byli. Jesteście piękni!
Agata